Marek Giziński

Łódź 14 maja 2017 roku.

Spisane, aby nie zapomnieć.

Do Klubu trafiłem po Złazie nocnym w1969 na który zabrał mnie Sławek (mój brat wówczas student III roku PŁ Chemia Ogólna ) którego namówił Jurek Drygalski (UŁ Ek-Soc). Przyszedłem na spotkanie uczestników złazu (tzw. spotkanie po-złazowe) i wówczas zostałem „zwerbowany” do pracy w Kubie. Każdy początkujący musiał zasłużyć się w pracach komisji informacji ( odpowiednik dzisiejszego marketingu i reklamy), która polegała na malowaniu setek „sztrajf”.

                Przed każdą imprezą-rajdem-wycieczką należało wypisać i wymalować ok.150 -200 takich „sztrajf” (informujących o danej imprezie-rajdzie-wycieczce) i następnie rozwiesić je we wszystkich budynkach dydaktycznych UŁ, stołówkach studenckich, domach studenckich na Lumumbowie i na osiedlu PŁ. Przez kilka godzin grupa od 10 do 20 osób w atmosferze wygłupów, żartów i dowcipów oddawała się w całości temu zadaniu. Niestety w trakcie tych spotkań zacząłem palić papierosy zaczynając od „cudzesów” . Po kilku spotkaniach kupiłem sobie paczkę papierosów ,którą szanowne koleżanki i koledzy w kilkanaście minut „wypalili do czysta”. Zawsze kiedy wracałem późną nocą do domu mama wietrzyła moje ubranie ponieważ „nieznośnie śmierdziało” dymem papierosowym .

                Nie pamiętam kto dowodził tą grupą , Ewa Fagasiewicz a może Andrzej Waszkiewicz? Osoba odpowiedzialna za pracę tej Komisji należała do kierowniczej grupy Klubu i miała bezpośredni kontakt z członkami Zarządu SKT. Prezesem wówczas był JM Jurek Tyc ( student germanistyki ) i twardą ręką prowadził te firmę od rajdu do Rajdu. Koleżeństwo należące do władz Klubu – to była ELITA i krótka z nimi rozmowa była wyróżnieniem i nagrodą dla takich pędzlarzy-sztrajfiarzy jak ja. Po 2-4 miesiącach pracy w tym „czyśćcu” można było otrzymać propozycję uczestnictwa w grupie kierownictwa trasy rajdu lub wycieczki. Okres niewolniczej pracy w „czyśćcu” kończony był „Pasowaniem Na Turystę” i po publicznym wykrzyczeniu przysięgi zaczynających się od słów: „ Ja turystyczny fajtłapa klęcząc przed…” przenoszeni byliśmy do grona członków SKT.

Niestety nie zachował się mój akt „elekcji na członka”. Członek SKT W Siną Dal mógł wspierać Kierownictwo i pełnić bardziej odpowiedzialne funkcje. Jeśli dobrze lub bardzo dobrze oceniono naszą pracę polegającą na ciągłym wspomagani Kierownictwa wybrana dziewczynka lub chłopczyk mogli otrzymać od Zarządu Klubu propozycję poprowadzenia trasy rajdu. Kierowniczka/kierownik trasy musiał przygotować : wyznaczenie trasy, zabezpieczenie noclegów – były to stodoły u rolników, którzy nie bali się przyjąć „pijących i palących studentów” , zaplanowanie przejazdów, lekarstw i napisać informację turystyczną a także powiadomić MO. Po odbyciu przejścia trasy należało dokonać jej szczegółowego opisu np.:”Po wyjściu ze wsi Dół Wielki idąc w kierunku zachodnim skręć w prawo za kapliczką Najświętszej Marii Panny i idź prosto przez ok 1500 m do lasu “. Przejścia przez las, jeśli nie było dobrze oznakowanego szlaku zawsze były przygodą. Albo napotkaliśmy w lesie drwala i podał nam dobra drogę, albo namówił nas na skrót, którym prawie zawsze dochodziło się na nocleg jako ostatnia grupa. *

Umieszczenie na końcu opisu trasy jej mapki lub własnego rysunku trasy było dowodem dobrego działania.

– c.d.n.

* Nie pamiętam jak załatwialiśmy temat ubezpieczeń. Byliśmy ubezpieczeni w ramach danego wydziału i roku i to chyba wystarczało. Nie było żadnego wypadku ubezpieczeniowego na naszych imprezach z wyjątkiem jednego złamania ręki na grupie wędrownej w Rodopach 72r.